13. Elbląska Wiosna Teatralna na półmetku. Elbląscy widzowie i słuchacze mieli okazję obejrzeć w sobotę (14 kwietnia) sztukę Magdaleny Wołłejko, ukrywającej się pod pseudonimem Meggie W. Wrightt „Klub hipochondryków”. Z aktorem Piotrem Polkiem, wcielającym się w rolę jednego z bohaterów spektaklu, Toma, rozmawiamy o tym, jak z dystansem podejść do swoich słabości i bezboleśnie przejść kryzys wieku średniego.
Bohaterowie sztuki „Klub hipochondryków” to archetypy mężczyzn przekraczających magiczną barierę czterdziestych urodzin i posiadających wszystkie objawy kryzysu wieku średniego z hipochondrią na czele. Antykwariusz Leo oraz dwóch architektów – Ken, będący w trakcie rozwodu i Tom, mężczyzna z przeszłością amanta, prześcigają się między sobą w wymyślaniu nowych urojonych dolegliwości.
Tymczasem prawdziwie nękającą ich słabością jest niemożność pogodzenia się z upływem lat. Całość, przedstawiona z dystansem i ciepłą ironią, wywołuje śmiech i wzbudza zrozumienie zwłaszcza wśród męskiej części publiczności. Dziś rozmawiamy z Piotrem Polkiem, wcielającym się w sztuce w rolę Toma.
- Jakiego rodzaju „choroba” dotyka bohaterów sztuki „Klub hipochondryków”?
- Z medycznego punktu widzenia hipochondria to choroba dotycząca wszystkich urojonych chorób, ale nie tylko. Nasza hipochondria w spektaklu dotyczy dziwnych urojeń mężczyzn, którzy przechodzą magiczny wiek 40-tu lat. My wszyscy (aktorzy występujący w sztuce: Zbigniew Zamachowski, Wojciech Malajkat, Piotr Polk, - red), jakoś tej hipochondrii u siebie nie zauważyliśmy (śmiech). I właśnie dlatego ją gramy, opowiadając widzowi zabawną historię o gronie przyjaciół żyjących wspólnie w dziwnym domu, w którym rzadko kto z własnej, nieprzymuszonej woli chciałby się znaleźć.
- Z jakimi problemami pański bohater będzie się musiał zmierzyć na scenie?
- Podobnie jak sami bohaterowie i problemy są tu urojone; Tom, mój bohater, w sztuce znajduje się między przysłowiowym młotem a kowadłem; pomiędzy bratem, który jest wyjątkowo silną osobowością hipochondryczną, a swoim przyjacielem z pracy, który nie dość, że jest silną osobowością hipochondryczną, to w dodatku z problemami małżeńskimi; rozszedł się właśnie z żoną, a Tom przygarnia go do swojego domu. A ponieważ „kto z kim przestaje takim się staje”, Tom musi się zmierzyć ze swoją własną hipochondrią, która mu przeszkadza w jego bardzo rezolutnym, frywolnym życiu.
- Powiedział Pan kiedyś: „Każdy jest na swój sposób hipochondrykiem; jak w dowcipie, gdy 40-letni mężczyzna się budzi i nic go nie boli to znaczy, że żyje”. Przewrotne.
- W pewnym sensie każdy mężczyzna jest hipochondrykiem; nie znaczy to jednak, że dotyczy to tej właściwej choroby. Ale przecież prawdą jest, że mężczyzna inaczej znosi ból, czy inaczej traktuje coś, co jest chwilowe, czy przejściowe, w porównaniu z kobietą. Rzeczywiście facet ma coś w sobie takiego, że wystarczy, iż chwilę źle się poczuje i już właściwie pisze nowy testament (śmiech). Natomiast to, że jeśli człowiek budzi się po 40-tce i nic go nie boli – znaczy, że nie żyje, a jeżeli go boli to znaczy, że jeszcze żyje, to jest oczywiście przewrotne, ale myślę, że więcej jest w tym humoru, niż jakiejkolwiek życiowej praktyki.
- Czyli wiek może przynosić zmianę sposobu patrzenia na siebie?
- Tak, to oczywiście zależy także od pokolenia, bo my wychowani na zupełnie innej diecie czy stylu bycia i życia możemy mieć lekkie predyspozycje, co do tego, by czasami być hipochondrykiem; może bardziej z lenistwa i wygody. Ale powiem szczerze; obserwuję teraz obecne młode pokolenie nastolatków i tak naprawdę nie wiem, kto tu jest większym hipochondrykiem, bo młodzi dziś zdrowia nie mają. Ale nie mogę ich też nazwać w pełni hipochondrykami.
- Sztuka powstała 10 lat temu. Czy zatem widzi Pan zmiany u scenicznych kolegów, które wprowadzają na scenie do swoich ról; jednym słowem; czy z czasem te postaci ewaluują?
- Sztuka była napisana na nasze 40-te urodziny, dzisiaj jesteśmy dekadę starsi, więc niektóre jej teksty nie są specjalnie „na czasie”; próbujemy więc je zabawnie obejść. Sama sztuka też się zmieniła; to naturalne, bo my jesteśmy już nieco inni, nabraliśmy też zupełnie innej rzeczywistości i patrzymy na nią z innego poziomu, pod innym kątem; przez to prawdopodobnie nabiera ona także zupełnie innego wydźwięku: jest swobodnie humorystyczna i zagrana z dużym dystansem, na który pozwolił nam właśnie ten upływający czas.
- Czy wrócą Państwo do nas z „Klubem hipochondryków 2”?
- Jeśli tylko dostaniemy zaproszenie – nie widzimy żadnych przeciwwskazań.
Z Piotrem Polkiem rozmawiała:
Bardzo świetny aktor .Bardzo dobrze się go ogląda i słucha .Gratulacje