Nagrody za teatralne role roku są przyznawane w Elblągu od 2001 roku. Początkowo były to nagrody pieniężne, ale po trzech latach laureaci zaczęli otrzymywać również statuetki "Aleksandra". Nawiązują one do postaci Aleksandra Sewruka. To z jego inicjatywy usamodzielniła się elbląska scena teatralna. Od pięciu lat jest patronem naszego teatru.
Dwie statuetki "Aleksandra" przyznaje dyrekcja teatru w kategorii „Najwierniejszy zbiorowy widz"oraz "Przyjaciel teatru". Kolejne dwie przyznaje kapituła nagradzając najlepszą rolę kobiecą i męską. W tym roku Kapituła wybiera spośród pięciu spektakli, które miały swoje premiery od marca 2011 do marca 2012 roku. Znalazły się wśród nich "Starsi Panowie Dwaj. Mambo Spinoza" Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory, w reżyserii Julii Wernio, "O co biega?" Philipa Kinga, w reżyserii Marcina Sławińskiego, "Książę i żebrak" Marka Twaina, w reżyserii Konrada Szachnowskiego, "Skrzypek na dachu" Josepha Steina, w reżyserii Artura Hofmana oraz "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Petra Helenka, w reżyserii Katarzyny Deszcz.
Piątą i najważniejszą statuetkę przyznają widzowie. 2 marca na www.info.elblag.pl rozpocznie się głosowanie, za pośrednictwem którego elblążanie będą mogli typować najpopularniejszego aktora lub aktorkę. Aby ułatwić wybór, przedstawimy wszystkich aktorów naszego teatru, którzy brali udział w spektaklach podlegających ocenie.
Jako pierwszych przepytaliśmy Hannę Świętnicką-Grabowską oraz Krzysztofa Grabowskiego.
Hanna Świętnicka – Grabowska – żona Krzysztofa Grabowskiego (aktora Teatru im. A. Sewruka w Elblągu), mama półrocznego Antosia oraz absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie – Zamiejscowy Wydział Lalkarski we Wrocławiu. Pracowała w Teatrze Lalek Rabcio w Rabce oraz współpracowała z Nowym Teatrem im. Witkacego w Słupsku. Od września 2009 w zespole Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. W swoim dorobku ma m. in. rolę Idy w spektaklu "O co biega?" w reżyserii Marcina Sławińskiego. Specjalnie dla czytelników info.elblag.pl opowiedziała o tym, co sprawiło, że trafiła do elbląskiego teatru oraz jaka rola jej się marzy.
Jak zaczęła się Pani przygoda z aktorstwem?
Tak, jak kariera wielu osób, którzy są zafascynowani teatrem, moja przygoda zaczęła się już w szkole. Chodziłam na wszystkie przedstawienia do Teatru Wybrzeże. Oprócz tego, że spodobał mi się teatr, zafascynowało mnie aktorstwo. Patrzyłam szczególnie na Dorotę Kolak, która jest moim autorytetem aktorskim. Jestem z Gdańska, więc w Trójmieście zaczęłam szukać wszystkich możliwych zajęć teatralnych, zespołów przy teatrach. Gdzie mi się podobało chodziłam dłużej, z miejsc, które mnie nie zaciekawiły rezygnowałam. W ten sposób, jeszcze w szkole podstawowej, podjęłam decyzję, że nie wyobrażam sobie innej drogi życiowej.
W 2009 roku zasiliła Pani zespół Teatru im. Aleksandra Sewruka. Co sprawiło, że właśnie elbląski teatr stał się Pani miejscem pracy?
Wraz z mężem, zaraz po szkole teatralnej, pracowaliśmy 400 kilometrów od siebie. To było nie do pogodzenia logistycznie. Szukaliśmy teatru, który przyjmie nas razem, a oprócz tego który będzie na Pomorzu. Ponieważ jestem z Gdańska, zawsze chcieliśmy przynajmniej być blisko tego miasta. W Elblągu spodobało nam się to, że repertuar jest rozmaity. To nie jest teatr, który jest zamknięty tylko na musical, spektakle dla dzieci, farsy itd. Tu możemy robić wszystko. A na początku „kariery” bardzo ważne jest, żeby się rozwijać i sprawdzać się w różnych gatunkach sztuk.
A jak samo miasto? Jak Elbląg się Pani podoba?
Słabo znam Elbląg, więc uważam, że gdybym go krytykowała, to byłoby niesprawiedliwe z mojej strony. Pierwsze wrażenie nie było złe, ale za mało jest tu ludzi na ulicach. Lubię, szczególnie na Starym Mieście, jak kręcą się ludzie, niezależnie od pory dnia i pory roku. Tutaj mi tego brakuje.
Proszę powiedzieć, która z dotychczasowych zagranych ról była dla Pani najciekawsza, stanowiła największe wyzwanie?
W elbląskim teatrze na pewno była to Amelia w „Mazepie” Juliusza Słowackiego. To była moja pierwsza rola w tym teatrze. Wcześniej grałam w teatrze lalek, to był dla mnie ogromny przeskok. Tekst pisany wierszem, pilnowanie średniówki, w szkole niestety uczyliśmy się tego głównie teoretycznie. W tym wypadku pomyłka czy zapomnienie tekstu nie są tak łatwe do wybrnięcia. To była rola złożona i mimo, że kosztowała mnie bardzo wiele pracy i sprawiła, że miałam momenty zwątpienia, to teraz, po dwóch latach, kiedy tego spektaklu już nie gramy, wspominam ją bardzo dobrze i bardzo się cieszę, że miałam możliwość, żeby w ją zagrać.
W kogo chciałaby się Pani wcielić, o jakiej roli Pani marzy?
Moim planem na najbliższych kilka lat jest to, żeby zmierzyć się z każdym repertuarem. Bardzo lubię grać dla dzieci ze względu na specyfikę swojego zawodu, bo jestem aktorem-lalkarzem, ale również lubię komedie, jak i „ciężkie” role, jak wcześniej wspomniana przeze mnie Amelia. W swoim dorobku na pewno brakuje mi roli twardej, ostrej kobiety. Potrzebuję takiej roli dla swojego rozwoju, może coś Shakespeare’a…
Prosiłabym, aby dokończyła Pani parę zdań. Proszę powiedzieć pierwsze, co Pani przyjdzie do głowy.
Jestem… od niedawna mamą
Marzę o… szczęśliwym życiu dla synka
Autorytetem jest dla mnie… życiowym - rodzice, a aktorskim Dorota Kolak
Nie mam czasu… żeby wyspać się rano
Zawsze uśmiecham się gdy… uśmiecha się mój synek
Wzrusza mnie… bardzo łatwo mnie wzruszyć, więc wzrusza mnie prawie wszystko.
W wolnych chwilach… zimą jeżdżę na nartach, choć właśnie na to nie mam czasu. Lubię też spotykać się z przyjaciółmi.
„Aleksander” jest dla mnie… docenieniem wysiłku i ciężkiej pracy.
Krzysztof Grabowski – aktor, ojciec synka - Antosia oraz absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie – Wydziały Zamiejscowe we Wrocławiu. W latach 2006-2009 pracował w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. Od września 2009 w zespole Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. W swoim dorobku ma m. in. rolę Artura Hendona w spektaklu "Książę i żebrak" Marka Twaina w reżyserii Konrada Szachnowskiego oraz Clive’a Wintona - w "O co biega?" Philipa Kinga w reżyserii Marcina Sławińskiego. Zdradził nam m. in. dlaczego nie został prawnikiem oraz kto jest dla niego autorytetem.
Jak zaczęła się Pana przygoda z aktorstwem?
Kiedyś myślałem o tym, żeby być prawnikiem. Takim z filmów amerykańskich, gdzie prawnik wychodzi, wygłasza różnego rodzaju fantastyczne przemówienia, broni, oskarża i ma publiczność. Myślałem, że to tak wygląda. Poszedłem na kilka rozpraw sądowych, żeby porównać wersje filmową z rzeczywistością. Okazało się, że to jest totalna nuda i nie ma nic wspólnego z tym, co sobie wyobraziłem. Stwierdziłem, że jednak bardziej zależy mi na tych występach przed publicznością, niż na cytowaniu nudnych paragrafów. Skończyłem szkołę teatralną, zacząłem pracę w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu, który zdecydowanie ukierunkował moje myślenie o współczesnym teatrze , a po trzech latach przeniosłem się wraz z żoną do Elbląga.
Od 2009 roku należy Pan do zespołu Teatru im. Aleksandra Sewruka. Dlaczego akurat zdecydował się Pan na elbląski teatr?
Zależało nam, mi i żonie, na tym, żeby przenieść się na północ. Sprawdzaliśmy co się dzieje w różnych teatrach i ten był najbardziej różnorodny pod względem repertuaru, co na starcie w tym zawodzie, jest dość istotne. Przyjechaliśmy na rozmowę z panem dyrektorem, który wyraził zainteresowanie współpracą zarówno ze mną jak i żoną, w związku z tym stanęło na Elblągu.
Wcześniej był Pan w naszym mieście?
Pół roku po rozpoczęciu pracy w Elblągu uświadomiłem sobie, że byłem tu kiedyś na festiwalu „Czy to jest kochanie…”. Nawet wygrałem jakąś nagrodę, poznałem kilka osób. Po tym festiwalu i następnym w Słupsku dostałem propozycję od władz Akademii Teatralnej z Warszawy, żeby być zwolnionym z pierwszego etapu rekrutacji do tej uczelni. Tak naprawdę to właśnie w Elblągu zaczęła się ta moja przygoda z aktorstwem.
A jak podoba się Panu nasze miasto?
Mieszkam z żoną w Gdańsku i dojeżdżamy do pracy, choć tu też mamy mieszkanie służbowe. Pierwszy rok był straszny pod względem zaaklimatyzowania się w tej depresji. Od 10:00 do 14:00 byliśmy na próbie. Po niej do 17:30 spaliśmy, bo nie dało się inaczej, a później przychodziliśmy na próbę i tak w kółko. Wtedy nasze życie ograniczało się jedynie do pracy i snu. Z czasem zaczęło się to normować. W ostatnim czasie zaczęliśmy prowadzić edukację teatralną, a oprócz tego mam grupy teatralne „Teatru z Bliska”, które prowadzę, więc już nie mam czasu na spanie. Musiałem wyzbyć się tej depresyjnej senności i zacząć pracować na pełnych obrotach.
Która z dotychczasowych ról była dla Pana największym wyzwaniem?
Każda rola jest dla mnie wyzwaniem, sprawdzeniem siebie. Z każdej staram się egoistycznie coś wyciągnąć, czegoś nauczyć. Świetnie wspominam pracę z Giovannym Castellanosem (reżyser – przyp. red.) nad „Ruskim Miesiącem”. To jest dla mnie jedno z ciekawszych przedsięwzięć teatralnych nad jakimi pracowałem tutaj. Bardzo trudny i ambitny zarazem był też mój początek, czyli od razu na start – Mazepa w „Mazepie”. Ostatnio miałem troszkę przerwy ze względu na to, że urodził mi się cudowny synek. Ale teraz zaczęliśmy z Michałem Kotańskim pracować nad „Letnikami” M. Gorkiego i czuję, że znowu zaczynam się fajnie uczyć.
A jest rola, którą chciałby Pan zagrać?
Dzisiaj, moim zdaniem, nie myśli się o rolach, które chciałoby się zagrać, tylko nad ludźmi, z którymi chciałoby się spotkać w pracy. Tak naprawdę, dobry tekst można totalnie „spartolić”, a z czegoś teoretycznie nieciekawego nagle wydobyć niesamowity sens. To jest dla mnie ciekawsze. Jest jedna rola, która za mną chodzi – Konstantin Trieplew w „Czajce” Czechowa. Od dłuższego czasu gwałci mój umysł, ale nie z każdym, chciałbym nad tym pracować. Dziś bardziej interesuje mnie wspólne tworzenie, docieranie się, niż konkretne role.
Jestem… więc staram się…
Marzę o … dobrej pomidorowej.
Autorytetem jest dla mnie… Andrzej Szubski – aktor, obecnie Teatru Nowego w Poznaniu, wcześniej w Wałbrzychu. To osoba, która
naprowadziła mnie na ścieżkę teatru. Taki mój mentor.
Nie mam czasu na… bycie leniem…
Zawsze uśmiecham się gdy… gdy syn się do mnie uśmiecha.
Wzrusza mnie… gdy bezdomnemu, który cały dzień zbierał na „wino”, po kupnie go, wypadu mu ono z ręki i ten przy nim klęka i płacze…
W wolnych chwilach… jak je znajdę, to może trochę zwolnię
„Aleksander” jest dla mnie… coroczną nagrodą.
Niestety nie było mnie długo w Elblągu i nie widziałam wszystkich spektakli (poza "Skrzypkiem"), więc nie bardzo mogę się wypowiadać. Pan Krzysztof podobał mi się w monodramie "Patryk K." , gdzie znakomicie skupił uwagę publiczności na losach bohatera. Zdolny człowiek.
co to ma byc te Aleksandry!? zwykła podróbka Oscarów.
Bardzo fajni ludzie. Życzę sukcesów.
brawo!!! trzymam kciuki!
Świetni , młodzi i bardzo kreatywn,i trzymam kciuki i pozdrawiam serdecznie Pania Hanię która prowadziła grupę teatralną dzieci z Przedszkola 23
Zdolni, młodzi ludzie, pełni energii i pomysłów. Wspaniali w ,,Ruskim miesiącu'', którego nie można już od dawna obejrzeć na naszej scenie.