U Sewruka sala wypełniona po brzegi widzami. Powód? Premiera farsy Philip’a Kinga, „O co biega?”, w reżyserii Marcina Sławińskiego. Czego powinni spodziewać się widzowie? Dobrej zabawy. Na scenę wchodzą aktorzy w oryginalnych, dobrze dobranych kostiumach. Ich wyśmienita gra sprawia, że sala raz po raz wybucha gromkim śmiechem. Teksty błyskotliwe, pełne humoru…
Dzień 26 marca b.r. Trwają obchody Międzynarodowego Dnia Teatru. U Sewruka sala wypełniona po brzegi widzami. Wszyscy czekają na zapowiadaną od wielu dni sztukę Philip’a Kinga, „O co biega?”, w reżyserii Marcina Sławińskiego. Widać niemałe poruszenie. Jeszcze tylko kilka minut. Jeszcze tylko powitanie, odczytanie listu Krystyny Jandy z „życzeniami dla ludzi teatru i publiczności”, podziękowania dla sponsorów i zapowiedź sztuki. Milkną ostatnie szepty. Gasną światła. Wyłania się doskonale oświetlona scena. Na niej wiktoriańskie rekwizyty, świadczące, że rzecz dzieje się w odległych czasach. Na środku stół, na stole angielski akcent- herbata. Bo to w końcu angielska farsa i to z czasów II Wojny Światowej.
Na scenę wchodzą aktorzy w oryginalnych, dobrze dobranych kostiumach. Ich wyśmienita gra sprawia, że sala raz po raz wybucha gromkim śmiechem. Teksty błyskotliwe, pełne humoru, cały czas aktualne, mimo upływu lat.
Wartka akcja nie pozostawia czasu na przemyślenia. Postaci przemieszczają się w szybkim tempie. Akcja rozgrywa się na plebani, w małej wiosce, w Anglii, pogrążonej w II Wojnie Światowej. Jest proboszcz, Wielebny Lionel Toop (Tomasz Muszyński), jego wyzwolona żona, Penelopa (Anna Suchowiecka), miejscowa dewotka, Panna Skillion (Teresa Suchodolska). Zaznaczonym motywem jest zazdrość. Pastorowa, była aktorka, spotyka żołnierza (Krzysztof Grabowski), z którym kiedyś grała w jednej sztuce. Pastor wyjeżdża, pastorowa przebiera żołnierza w strój męża, aby wyjść z nim do teatru nie siejąc zgorszenia. Dewotka zakochana w pastorze przeżywa szok, nakrywając młodych. Upija się na plebani. Przychodzi pastor. Służąca Ida (Hanna Świętnicka-Grabowska) myśli, że on upił dewotkę. W między czasie pojawia się uzbrojony, niemiecki jeniec wojenny (Krzysztof Bartoszewicz) i zabiera ubranie pastorowi. Niespodziewanie przyjeżdża biskup, wuj pastorowej (Jerzy Przewłocki). Przychodzi pijana pastorowa, z pijanym żołnierzem, przebranym za księdza. Pastor siedzi w szafie z dewotką. Niespodziewanie przychodzi jeszcze jeden duchowny, wielebny Artur Humphrey (Jacek Gudejko). Później pojawia się sierżant tropiący jeńca (Tomasz Czajka). Panuje wszechobecne zamieszanie. Wszyscy biegają, gonią się, albo uciekają. W pewnym momencie czterech pastorów biega po scenie, a jeden, Wielebny Lionel, w samych kalesonach. Nikt nie wie, o co chodzi. Trwa ciąg nieporozumień, intryg i małych kłamstw…
Akcja toczy się tak szybko, jest tak wciągająca, że zarówno pierwszy, jak i drugi akt wydaje się być jedną chwilą. Podczas przerwy na sali rozbrzmiewają pochlebne komentarze. Widzowie zdają się być pod dużym wrażeniem. Pozytywne komentarze, poza nielicznymi wyjątkami, dają się słyszeć nawet w drodze do szatni.
-Teatr to gorąca, prawdziwa, bezinteresowna rozmowa aktorów z publicznością, niewiele dziś takich miejsc na świecie. Nie pozwólmy, by był miejscem tylko dla elit, starajmy się by był potrzebą dla wielu ludzi - przekazuje Krystyna Janda w orędziu, które napisała na okoliczność święta Teatru.
Oby tak było nadal.
Dzień 26 marca b.r. Trwają obchody Międzynarodowego Dnia Teatru. U Sewruka sala wypełniona po brzegi widzami. Wszyscy czekają na zapowiadaną od wielu dni sztukę Philip’a Kinga, „O co biega?”, w reżyserii Marcina Sławińskiego. Widać niemałe poruszenie. Jeszcze tylko kilka minut. Jeszcze tylko powitanie, odczytanie listu Krystyny Jandy z „życzeniami dla ludzi teatru i publiczności”, podziękowania dla sponsorów i zapowiedź sztuki. Milkną ostatnie szepty. Gasną światła. Wyłania się doskonale oświetlona scena. Na niej wiktoriańskie rekwizyty, świadczące, że rzecz dzieje się w odległych czasach. Na środku stół, na stole angielski akcent- herbata. Bo to w końcu angielska farsa i to z czasów II Wojny Światowej.
Na scenę wchodzą aktorzy w oryginalnych, dobrze dobranych kostiumach. Ich wyśmienita gra sprawia, że sala raz po raz wybucha gromkim śmiechem. Teksty błyskotliwe, pełne humoru, cały czas aktualne, mimo upływu lat.
Wartka akcja nie pozostawia czasu na przemyślenia. Postaci przemieszczają się w szybkim tempie. Akcja rozgrywa się na plebani, w małej wiosce, w Anglii, pogrążonej w II Wojnie Światowej. Jest proboszcz, Wielebny Lionel Toop (Tomasz Muszyński), jego wyzwolona żona, Penelopa (Anna Suchowiecka), miejscowa dewotka, Panna Skillion (Teresa Suchodolska). Zaznaczonym motywem jest zazdrość. Pastorowa, była aktorka, spotyka żołnierza (Krzysztof Grabowski), z którym kiedyś grała w jednej sztuce. Pastor wyjeżdża, pastorowa przebiera żołnierza w strój męża, aby wyjść z nim do teatru nie siejąc zgorszenia. Dewotka zakochana w pastorze przeżywa szok, nakrywając młodych. Upija się na plebani. Przychodzi pastor. Służąca Ida (Hanna Świętnicka-Grabowska) myśli, że on upił dewotkę. W między czasie pojawia się uzbrojony, niemiecki jeniec wojenny (Krzysztof Bartoszewicz) i zabiera ubranie pastorowi. Niespodziewanie przyjeżdża biskup, wuj pastorowej (Jerzy Przewłocki). Przychodzi pijana pastorowa, z pijanym żołnierzem, przebranym za księdza. Pastor siedzi w szafie z dewotką. Niespodziewanie przychodzi jeszcze jeden duchowny, wielebny Artur Humphrey (Jacek Gudejko). Później pojawia się sierżant tropiący jeńca (Tomasz Czajka). Panuje wszechobecne zamieszanie. Wszyscy biegają, gonią się, albo uciekają. W pewnym momencie czterech pastorów biega po scenie, a jeden, Wielebny Lionel, w samych kalesonach. Nikt nie wie, o co chodzi. Trwa ciąg nieporozumień, intryg i małych kłamstw…
Akcja toczy się tak szybko, jest tak wciągająca, że zarówno pierwszy, jak i drugi akt wydaje się być jedną chwilą. Podczas przerwy na sali rozbrzmiewają pochlebne komentarze. Widzowie zdają się być pod dużym wrażeniem. Pozytywne komentarze, poza nielicznymi wyjątkami, dają się słyszeć nawet w drodze do szatni.
-Teatr to gorąca, prawdziwa, bezinteresowna rozmowa aktorów z publicznością, niewiele dziś takich miejsc na świecie. Nie pozwólmy, by był miejscem tylko dla elit, starajmy się by był potrzebą dla wielu ludzi - przekazuje Krystyna Janda w orędziu, które napisała na okoliczność święta Teatru.
Oby tak było nadal.
Jola Olszewska
hmm...brzmi zachęcająco
a ja dzisiaj idę i sama to sprawdzę...wiem już z góry, że jak grają NASI zabwa będzie przednia...już się cieszę!
Byłam,świetna komedia warto się wybrać.
byłam, widziałam...uważam, że każdy powinien to zobaczyć, pięknie zrobione i super zagrane!! wiedziałam, że się nie zawiodę!
Straszydło teatralno - podobne. Teatr Dramatyczny w Elblągu dotarł do kresu własnych możliwości. Cokolwiek "wystawi" efekt jest tragikomiczny.
Taga z pewnością zatrzymała się co najmniej na roku 2007, od tego bowiem czasu nie ma Teatru Dramatycznego w Elblągu. Dla takich osób jak "Taga" cokolwiek by się działo, w jakiej kolwiek sferze ludzkiej aktywności, zawsze będzie źle i tragicznie, ot taka osobowość! Nie widzieć, nie słyszeć, ale wiedzieć najlepiej i wszędzie komentować, jakby miała monopol na wiedzę absolutną!~Smutne to i takie elbląskie - komentować choć się nie widziało!!! Wstyd "Taga" - znajdz dobrego terapeutę,. albo choć przyjaciela, który cię wysłucha i przestań ludzi swym jadem opluwać.