Nie ulega wątpliwości, że jednym z głównych atutów elbląskiej realizacji „Szklanej...” jest muzyka opracowana przez Dariusza Łapkowskiego. Już pierwsze takty pozwalają przenieść się do St. Louis minionego wieku. Również scenografia i kostiumy autorstwa Jerzego Rudzkiego wraz z interesującą grą świateł świetnie oddają klimat sztuki.
18 września na Dużej Scenie w Teatrze mi. Aleksandra Sewruka w Elblągu odbyła się premiera „Szklanej Menażerii” Tennessee Williamsa w reżyserii Andrzeja Chichłowskiego. Premiera nietypowa nie tylko dlatego, że widzowie siedzieli na scenie, ale również dlatego, że towarzyszyły jej obchody 35. lecia pracy artystycznej aktorki Marii Makowskiej - Franceson. Aktorka otrzymała życzenia m.in. od swojego pierwszego dyrektora Jacka Grucy, a także od Grzegorza Nowaczyka wicemarszałka województwa, od przedstawicieli władz samorządowych, ośrodków kultury, przyjaciół i znajomych. Prezydent Elbląga przekazał jubilatce prezent w postaci 3 tysiące złotych. Koledzy z zespołu teatralnego przygotowali specjalny program artystyczny, nawiązujący do drogi zawodowej jubilatki. Usłyszeliśmy m.in. piosenkę pt. ”Maja” Zespołu Reprezentacyjnego w wersji zaśpiewanej przez Tomasza Czajkę, Adolfa Hitlera (Tomasz Muszyński), Żołnierza (Lesław Ostaszkiewicz) i księdza (Leszek Andrzej Czerwiński) czy Alabamę Song w wykonaniu Leszka Czerwińskiego. Aktorzy przypomnieli także charakterystyczne sceny z „Tramwaju zwanego pożądaniem”, „Boga” czy „Snu nocy letniej” - spektakli, w których grała Makowska. Ludzie Sewruka postarali się, żeby Maria Makowska - Franceson pamiętała te obchody przynajmniej do następnego trzydziestopięciolecia. Tego wieczora jubilatka zagrała swoją jubileuszową rolę. Wcieliła się w rolę Amandy w „Szklanej menażerii”. Nie może więc i zabraknąć kilku słów o samym spektaklu.
Szklana menażeria
"Szklana menażeria" to dramat autorstwa Tennessee Williamsa wystawiony na Broadwayu w 1945 roku. Opowiada o rodzinie, w której u boku samotnej matki i brata żyje Laura, dziewczyna, której trudno odnaleźć się w realnym społeczeństwie, jej tragicznie utraconych marzeniach i rozpadzie rodziny. Przez fabułę przewija się tytułowa kolekcja szklanych figurek dziewczyny. Wiele z wątków dramatu zawiera odniesienia autobiograficzne Williamsa. Dramat ten został uznany przez amerykańskich krytyków za najlepszą sztukę sezonu, w którym odbyła się jego premiera. Uchodzi za jedno z najbardziej znanych dzieł autora[3]. Wystawiany był wielokrotnie na deskach teatrów, w tym również polskich. Doczekał się również wielu ekranizacji, m.in. w 1950, 1973, 1977 i 1987 roku.
Nie ulega wątpliwości, że jednym z głównych atutów elbląskiej realizacji „Szklanej...” jest muzyka opracowana przez Dariusza Łapkowskiego. Już pierwsze takty pozwalają przenieść się do St. Louis minionego wieku. Również scenografia i kostiumy autorstwa Jerzego Rudzkiego wraz z interesującą grą świateł świetnie oddają klimat sztuki. Czy aktorom udało się oddać to co Tennessee Wiliams chciał przekazać poprzez swoją sztukę?
Oglądałam filmową realizację „Szklanej menażerii” z 1987 roku. Tamta Amanda już po pierwszej scenie, dosłownie, działała mi na nerwy. Amanda w wykonaniu Makowskiej – Franceson była bardziej zagubiona niż apodyktyczna. Nie denerwowała, nie dusiła a raczej wzbudzała politowanie. Uwypuklone zostały sceny, gdzie Amanda w swej bezsilności krzyczy albo prosi o coś syna, momenty, gdzie wychodzi na jaw jej bezradność. Szkoda, że jedna z chwil, w której doskonale ujawnia się toksyczność Amandy - chodzi o scenę, w której Amanda wciąż poucza Toma przy kolacji, wskutek czego ten przerywa posiłek - została bardzo skrócona, tylko zaakcentowana, a na dodatek przysłonięta przez fakt, że o to narrator wchodzi w skórę postaci i od tej pory będzie opowiadał w ten sposób.
Najbliższa zamysłowi Tennessee Williamsa w tym spektaklu wydaje się Marta Masłowska, która wcieliła się w Laurę. Chorobliwie nieśmiałe dziewczę, bardzo niepewne siebie, ale – tak jak wszystkie – marzące o miłości w wykonaniu Masłowskiej wypadło wiarygodnie. Najbardziej prawdziwie ze wszystkich postaci w tym spektaklu.
Cieszę się, że w końcu zobaczyłam Tomasza Muszyńskiego bez nalotu Adolfa Hitlera z „Mein Kampf”. Jednak rolę Toma w „Szklanej...” trudno jest nazwać rolą na miarę Führera.
Nie obyło się bez wpadek. Nieudolnie wyszła scena kulminacyjna. Chodzi o moment, w którym Jim (Marcin Tomasik) i Laura (Marta Masłowska) zapomniawszy się w tańcu, zbijają jednorożca – ulubioną szklaną figurkę bohaterki.
Słowem, ktoś kto zna możliwości Marii Makowskiej - Farnceson, Marty Masłowskiej, Tomasza Muszyńskiego i Marcina Tomasika, wie, że nie pokazali ich w pełni podczas tej premiery.
Oczywiste jest, że „Szklana menażeria” to po prostu świetna sztuka, którą powinno się znać. Sztuka, która mimo, tego, że powstała w pierwszej połowie XX wieku, jest aktualna tak jakby została napisana dzisiaj. Czego to dowodzi? Że kilkadziesiąt lat temu również żyli ludzie zagubieni, nierozumiejący i niezrozumiani przez innych. Okazuje się też, że jakość naszego życia, naszych relacji z otoczeniem, nie jest uwarunkowane wyłącznie czasem i miejscem, w których żyjemy. Wiele zależy od nas samych. Zamknięci w swoich celach, za bardzo pragnący ich realizacji, przysłonięci przez niemożność realizacji własnych aspiracji nie potrafimy cieszyć się chwilą obecną, dusimy się, a przy okazji dusimy tych, których kochamy najbardziej. Sztuka Williamasa pokazuje, że nie warto. Jednak warto wybrać się na „Szklaną menażerią” w realizacji elbląskiego teatru. Warto też poczekać jakiś czas, aż aktorzy się z nią dobrze zgrają, wyeliminują błędy i wtedy koniecznie udać się do kasy po bilet;)