Półprawdy, pozory, myślenie schematami. Tak w skrócie można powiedzieć o stosunkach między bohaterami spektaklu „Aż do bólu”. Ta sztuka bezlitośnie obnaża niuanse relacji międzyludzkich. Pokazuje jak bardzo chcemy wierzyć w to co nam wygodniej. W minioną sobotę w Teatrze im. Aleksandra Sewruka miała miejsce pierwsza tegoroczna premiera. Spektakl „Aż do bólu” w realizacji reżysera Bartłomieja Wyszomirskiego niewątpliwie poruszył widzów. Jest to spektakl nietypowy dla Teatru im. Aleksandra Sewruka. Publiczność długo dziękowała oklaskami za tę „wiwisekcję ludzkiej natury”. Po spektaklu ktoś, mając na uwadze jego poprzednie spektakle, nazwał Wyszomirskiego reżyserem resocjalizacyjnym. Coś w tym jest.
Rzecz dzieje się prawdopodobnie w latach 60. na amerykańskiej prowincji. Lecz nie ma to żadnego znaczenia. Równie dobrze mogłaby się dziać gdziekolwiek i kiedykolwiek. W postacie wcielają się najmłodsi aktorzy Teatru im. Aleksandra Sewruka: Anna Iwasiuta, Anna Suchowicka, Leszek Czerwiński oraz gościnnie Sawa Fałkowska.
Dom. Miejsce wydawałoby się, które powinno być azylem. To tutaj czujemy się bezpieczni. Ale tylko do czasu, gdy ktoś nam tego poczucia bezpieczeństwa nie zabierze. Potem możemy już tylko próbować walczyć o to by było tak jak wcześniej. Możemy zmienić adres, pracę, a nawet nazwisko na inne, ale strachu już nie zmienimy. Najwyżej on zmieni nas. „Aż do bólu” uświadamia nas o tym bardzo dogłębnie.
Nieznany mężczyzna wtargnął do domu trzech kobiet. Zastaje jedną z nich. Próbuje ją zgwałcić. I bynajmniej to zdarzenie nie stanowi meritum przedstawienia. Dramatycznymi scenami jesteśmy bombardowani na co dzień. Tutaj widza porusza to jak wiele odkrywa w sobie i w swoich najbliższych, człowiek obdarty z wszystkiego co dotychczas wierzył.
Kobieta obezwładnia mężczyznę, lecz upokorzenie i przeraźliwy strach jakiego doznała, zmienia ją...no, właśnie – W kogo? I jak znaczne są te zmiany? O to pytamy się przez cały spektakl.
Zburzona zostaje także równowaga pozostałych kobiet. Wówczas okazuje się, że ta ich zwyczajność i normalność przytłoczyła je tak bardzo, że przestały zauważać siebie nawzajem.
Mężczyzna, który wszedł do ich domu ma osobowość psychopaty. Jest inteligentny i zręcznie manipuluje emocjami kobiet, mimo iż skrępowany i z związanymi oczami jest uwięziony w kominku. Ma przewagę, bo wiele o nich wie. Zna ich czułe punkty i bez skrupułów wykorzystuje tę wiedzę do własnych celów. Ale i tak ciężko przyjdzie mu zapłacić za zamach. Zostaje oślepiony. Budzi litość w kobietach i w ten oto sposób z potwora staje się ofiarą. Tu uznanie należy się dla młodego aktora, Leszka Czerwińskiego, który niemal przez całe przedstawienie grał bez używania zmysłu wzroku.
Sztukę można byłoby określić mianem sensacyjnej, gdyby nie to, że wszystkie postacie są tak bardzo rozbudowane psychologicznie. Te role byłyby wyzwaniem dla doświadczonych aktorów, cóż więc można powiedzieć o tych młodych? Chyba tylko tyle, że poradzili sobie doskonale.
Nie sposób zwrócić uwagi na soczyste epitety wypowiadanych z ust tych młodych aktorów. Można byłoby uznać je za wulgaryzmy, rodem z tanich filmów sensacyjnych, gdyby nie fakt, że są tak bardzo autentyczne i na miejscu ...aż do bólu! Sztuka porusza tym bardziej, że przecież nie jest oderwana od rzeczywistości.