Mikołajkowy Turniej Bokserski o Puchar prezesa KSW Tygrys Hieronima Kozakiewicza odbył się w sobotę, 17 grudnia. Gościem honorowym był bokser Dariusz Michalczewski, który zgodził się udzielić wywiadu Kamili Jabłonowskiej.
Po raz kolejny bierze Pan udział w Mikołajkowym Turnieju Bokserskim.
Jestem tu ze względu na Hieronima. To wyjątkowa postać. Znamy się kilkadziesiąt lat. Stworzył w Elblągu Klub Tygrys trochę na moją cześć. To człowiek, który robi wiele dla boksu. Przez lata pracował, by ta dyscyplina rozwijała się w Elblągu. A jest to bardzo ciężkie zadanie. On się nie poddaje. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tu być. Widzę, że ludzie są zadowoleni, że jestem. Proszą o wspólne zdjęcie, o autograf. To bardzo miłe. Ale tego by nie było gdyby nie Hieronim, który stworzył ten Turniej i dopilnował, żebym tu był. Nawet wczoraj i dzisiaj do mnie dzwonił, czy na pewno będę (śmiech).
Zawodnicy KSW Tygrys twierdzą zgodnie, że boks wiele ich nauczył. Wymieniali m. in. dyscyplinę, odwagę, wiarę w siebie. To sport dla każdego?
To sport ogólnorozwojowy. Jednak trzeba pamiętać, że od razu nie wchodzi się na ring. Ja zanim zacząłem boksować to musiałem trenować kroczki, koordynację, ogólnorozwojówkę. To sport, który nie tylko jest dobry dla ciała, ale i dla ducha. Boks rozbudza pewność siebie, pomaga w przechodzeniu kryzysów.
Jest także bardzo wymagającym sportem...
Boks jest bardzo ciężkim sportem, jak nie najcięższym. Tak naprawdę nie wiemy ile siły mamy. Wchodząc na ring nie wiemy, co się stanie, jak otrzymamy cios w głowę czy wątrobę. Nie można policzyć, ile dany cios odbierze ci sił. To bardzo nieprzewidywalny sport. On jest dla najtrwalszych.
Treningi wymagają wiele wyrzeczeń i z czasem widać, jak ilość chętnych maleje...
Tak jest w życiu – słabsi odpadają. Ja zaczynałem, jak miałem 12 lat. Jesień/ zima było 100 chłopaków na sali. Wiosną – 10. Latem – 3. I nowy nabór. I znowu to samo. Jedni woleli chodzić na plażę, innym się nie chciało ćwiczyć. A ja byłem cały czas na sali, bo to kochałem. Chodziłem na treningi bokserskie z seniorami i nie opłacało mi się wracać do domu tylko czekałem na kolejny trening z rówieśnikami. Byłem bardzo ambitny. Widziałem, że będę najlepszy.
Ale jest Pan człowiekiem, więc zapewne były i kryzysy.
Oczywiście. Były momenty, gdzie zacząłem popalać papierosy, popijać.
Co lub kto Panu pomógł zrozumieć, że to nie tędy droga do spełnienia marzeń o boksie?
Był moment, w którym z wagi piórkowej przeszedłem do wagi półśredniej. Na „Srebrnej Łódce” przegrałem z York Worten z DDR (Niemiecka Republika Demokratyczna – przyp.red.). Tak mi dołożył, że wziąłem się do roboty. Nikt mi nic nie mówił. Ani mama, ani trener. Sam tego chciałem i za pół roku wygrałem z nim.
Czyli aby były efekty nikt do treningów nie może zmuszać?
To wymaga ogromnej samodyscypliny. To jest bardzo ciężkie. Najgorszym wstydem dla mnie było, a to zdarzyło się parę razy, jak moja mama zobaczyła mnie na podwórku i mówiła „Ty mistrzu, chcesz być najlepszy, a nie jesteś na treningu”. Serce mi krwawiło, bo byłem bardzo ambitny.
„Rozpraszaczy” jest coraz więcej. Dużo młodych ludzi zastanawia się nad tym czy warto jest się wysilać, gdy można w internecie szybko i w ich mniemaniu łatwo zdobyć pieniądze oraz sławę.
Chciałbym powiedzieć tym wszystkim młodym ludziom, że nie ma szybkich strzałów. Do wszystkiego jest potrzebny bardzo mocny fundament. Sukces to jest ból, łzy i wyrzeczenia, po których jest satysfakcja. Warto zdobywać sukcesy, podnosić puchary, pasy. Powtarzam mojemu synowi: „Standard się nie przebija”. Trzeba robić coś więcej.
Co Pan czuje widząc tyle młodych ludzi, którzy zaczynają swoją przygodę z tym sportem?
Bardzo się z tego cieszę. Bardzo chciałbym, aby sport, któremu zawdzięczam wszystko był w końcu w Polsce wielki. Myślę, że przyjdzie na to czas. Ludzie, którzy wytrwają w tym kryzysie będą mieli sukcesy. Ja też początkowo nie miałem łatwo. Nie miałem butów. Miałem jeden dres, który nosiłem też w ciągu dnia. Nie było odpowiedniego sprzętu. Teraz to wszystko jest tylko chęci czasem brakuje. Wszystko jest w ich rękach. Pokora, szacunek i ciężka praca, a sukces będzie.
Dziękuję za rozmowę.
Z Dariuszem Michalczewskim rozmawiała