Nagrody za teatralne role roku są przyznawane w Elblągu od 2001 roku. Początkowo były to nagrody pieniężne, ale po trzech latach laureaci zaczęli otrzymywać również statuetki "Aleksandra". Nawiązują one do postaci Aleksandra Sewruka. To z jego inicjatywy usamodzielniła się elbląska scena teatralna.
Najważniejszą dla aktorów statuetkę przyznają widzowie. W poniedziałek, 13 marca, na info.elblag.pl rozpocznie się głosowanie, za pośrednictwem którego elblążanie będą mogli typować najpopularniejszego aktora lub aktorkę. Aby ułatwić wybór, przedstawimy wszystkich aktorów naszego teatru, którzy brali udział w spektaklach podlegających ocenie.
Beata Przewłocka w roku 1991 zdała egzamin eksternistyczny, uzyskując prawo wykonywania zawodu aktora dramatu. Od 1996 roku z zespole Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Zagrała m.in. w spektaklach tj. "Szalone nożyczki", "Balladyna" czy "Koziołek Matołek".
Większość ludzi mimowolnie wierzy w przesądy i ma swoje rytuały. Czy ma Pani jakieś swoje szczególne zwyczaje przed wejściem na scenę?
Jak większość aktorów przydeptuje egzemplarz, jeśli mi upadnie. Nie lubię i nie akceptuję gwizdania w teatrze i jedzenia pestek słonecznika. Pawie pióra na scenie również nie mogą się pojawić. Generalnie lubię przesądy teatralne, ponieważ one tworzy historię i odróżniają ten zawód od innych. Stosujemy się do nich, ale nie wszyscy. Są osoby, które nie przywiązują do nich wagi.
Czy pomimo dużego stażu na deskach teatru, odczuwa Pani stres związany z premierą sztuki? Jak sobie Pani z nim radzi?
Zawsze odczuwam stres. Im dłuższy staż na scenie, tym trema jest większa. Odczuwa się wtedy większą odpowiedzialność. W naszym aktorskim żargonie są dwie tremy: mobilizująca i paraliżująca. Mobilizująca trema powoduje, że chce się być na scenie jak najszybciej. Natomiast o paraliżującej nie mówimy, bo jest ona destrukcyjna. Jak wchodzę z tremą mija. Wychodzę na scenę i ona mija.
Teatr to aktorzy, aktorzy to role. Jaki jest Pani sposób na naukę swojego tekstu?
Czytam wielokrotnie stronę tekstu. Następnie czytam poszczególne wersy, uczę się ich na pamięć. W końcu zakrywam swoje, czytam kolegi i tak w kółko, aż do utrwalenia. Lepiej mi się uczy rano. Jednak ze względu na pracę, często uczę się między próbami. Wieczorem powtarzam sobie na przykład teksty wznowianego spektaklu.
Miała Pani jakoś wpadkę, śmieszną sytuację na scenie podczas spektaklu?
Czasami się zdarzają. Kilkanaście lat temu grałam w naszym teatrze w sztuce, w której połowa osób i scena była na czarno. Przebrałam się i w ostatnim momencie, że do peleryny mam przyczepiony biały wieszak. Nie wyszłam z nim na scenę, no ale gdyby… to byłoby gorzej. Czasami także ktoś się przejęzyczy, pomyli. Publiczność nie jest w stanie wyłapać tych wpadek, chyba, że jest to Zielony Spektakl. Scena to jest takie dziwne miejsce, gdzie coś, co normalnie nie rozśmieszyłoby mnie, to na scenie śmieszy niesamowicie. Niektórych kolegów śmieszy byle kiwnięcie palcem.
Czy jest jakaś rola, której Pani by nie zagrała?
Do tej pory nie byłam w takiej sytuacji. Aktor gra wszystko. Na tym to polega. Rola, którą dostaję im bardziej jest odległa ode mnie prywatnie, tym bardziej jest dla mnie ciekawa.
Oprócz teatru, Pani miłością jest medycyna, ale zostając przy medycynie, jaki dla Pani jest najlepszy lek na przełamanie trwającej późno-zimowej chandry?
Przyjemności. Dla mnie jest to kupienie sobie nowej pary butów. To mnie rozwesela i powoduje uśmiech na twarzy. Może wtedy nawet padać. Nie przeszkadza mi to, że buty się na taką pogodę nie nadają. Sam fakt, że je mam i mogę na nie popatrzeć, a co dopiero potem ubrać już działa na mnie świetnie.
Jest Pani zorganizowaną, optymistyczną osobą z zamiłowaniem do butów i podróży, więc w jakich butach i gdzie by się Pani z chęcią wybrała?
W podróżach buty muszą być wygodne. Mam ukochane sandały, które zwiedziły ze mną pół świata. Teraz, planujemy z mężem podróż do Indii. Myślę, że te sandały zakończą tam swój żywot. Ale wezmę je ze sobą na pewno.
Z Beatą Przewłocką
rozmawiały
Kamila Jabłonowska i Oliwia Junik