Nagrody za teatralne role roku są przyznawane w Elblągu od 2001 roku. Początkowo były to nagrody pieniężne, ale po trzech latach laureaci zaczęli otrzymywać również statuetki "Aleksandra". Nawiązują one do postaci Aleksandra Sewruka. To z jego inicjatywy usamodzielniła się elbląska scena teatralna.
Najważniejszą dla aktorów statuetkę przyznają widzowie. W poniedziałek, 13 marca, na info.elblag.pl rozpocznie się głosowanie, za pośrednictwem którego elblążanie będą mogli typować najpopularniejszego aktora lub aktorkę. Aby ułatwić wybór, przedstawimy wszystkich aktorów naszego teatru, którzy brali udział w spektaklach podlegających ocenie.
Krzysztof Bartoszewicz w roku 1982 zdał egzamin eksternistyczny, uzyskując prawo wykonywania zawodu aktor dramatu. Od sezonu 2005/2006 ponownie jest w zespole Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Pracował w Teatrze Dramatycznym w Gdyni i Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Znany jest m.in. z roli Policjanta w "Skrzypku na dachu" Josepha Steina, w reż. Artura Hofmana, Doktora Strawińskiego/ Nikołaja Iwanowicza w "Mistrzu i Małgorzacie" Michaiła Bułhakowa, w reż. Grigorija Lifanova czy Samsona/Piotra w spektaklu „Romeo i Julia” Williama Szekspira, w reż. Mirosława Siedlera.
Większość ludzi mimowolnie wierzy w przesądy i ma swoje rytuały. Czy ma Pan jakieś swoje szczególne zwyczaje przed wejściem na scenę?
Tak, zawsze się żegnam. Przesądy teatralne są bardzo ważne, ponieważ lokują nas w danym miejscu. Są na tyle istotne, że stały się tradycją, a dobrze jest się trzymać tradycji. Jeśli egzemplarz scenariusza spadnie na podłogę, to go przydepczę, a jeżeli widzę ładną kobietę, to też oglądam się za nią (śmiech).
Czy pomimo dużego stażu na deskach teatru, odczuwa Pan stres związany z premierą sztuki? Jak sobie Pan z nim radzi?
Zawsze jest. To jest nieodłączna część bycia aktorem. Przed spektaklem żegnam się, biorę trzy wdechy, robię dwa skłony i gram. W moim wypadku trema jest bardzo mobilizująca. Chyba, że człowiek jest niepewny tego co robi, to wtedy jest gorzej.
Teatr to aktorzy, aktorzy to role. Jaki jest Pana sposób na naukę swojego tekstu?
Z tym jest coraz gorzej. Mam jednak kilka sposobów, takich jak podkreślanie trudniejszych kwestii czy nagrywanie ich. Dużo zależy od roli. Kiedyś duże znaczenie miała dla mnie pora dnia nauki, teraz już mniej- zawsze :"wchodzi" źle (śmiech). Najlepiej przyswajam tekst, gdy dużo rzeczy dzieje się obok. Im więcej mi przeszkadza, to znaczy gra telewizor, muzyka, tym lepiej mi "wchodzi" do głowy. Jest to rodzaj chaosu, który mobilizuje mózg do tego, aby się skoncentrował na konkretnej rzeczy.
Miał Pan jakoś wpadkę, śmieszną sytuację na scenie podczas spektaklu?
Miałem takich wpadek mnóstwo. Przykładowo, gdy byłem młody grałem kiedyś na wyjeździe posłańca w „Królowej Bonie”. Scena miała jakieś półtora metra wysokości, a publiczność siedziała tuż przed sceną. Cofałem się coraz dalej i dalej, aż w końcu spadłem ze sceny na kolana pięknej kobiety. Ona natomiast posadziła mnie z powrotem, odwróciłem się, podziękowałem i poszedłem dalej. Wpadki tekstowe są na porządku dziennym. Najważniejsze, aby widz nie miał tej świadomości, że coś się dzieje. To jest największa sztuka, trzeba udawać, że nic się nie stało.
Czy jest jakaś rola, której Pan by nie zagrał?
Na pewno nie zagrałbym Julii. Chociaż zależałoby to od reżysera i tego czy byłby to kabaret lub jakiś żart. Wtedy to czemuby nie, można spróbować (śmiech).
Rok temu w wywiadzie dla info.elbląg.pl obalił Pan mit mówiący o tym, że jest Pan miłośnikiem starych samochodów. Jakie teraz byłoby wymarzone auto dla Pana?
Wymarzone auto to takie, na które mnie nie stać. Nie znam się niestety na autach w sensie nowoczesnym, bo jest ich bardzo dużo. Wszystko, co jest piękne mi się podoba bez względu na to, czy jest małe czy duże. Wszystkie te auta są powyżej 500 tysięcy.
Pisze Pan bajki. Jaka jest Pana ulubiona bajka z dzieciństwa?
Ulubionych bajek miałem kilka, ale ulubioną z ulubionych był „Szewczyk Dratewka”. W zasadzie była to legenda. Ten dzielny, pomysłowy Szewczyk, połączenie przygody z myśleniem to jest uważam dla dzieciaków najsympatyczniejsze. To ich rozwija, zachęca do różnych, ciekawych rzeczy, patrzenia inaczej na świat. Taką samą zasadą kieruję się tworząc własne bajki. Bajka ma sens, jeśli oprócz przygody, zawiera jeszcze elementy wychowawcze.
Z Krzysztofem Bartosiewiczem
rozmawiały
Kamila Jabłonowska i Oliwia Junik