Członkinie elbląskiego oddziału Ligi Kobiet Polskich postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. Pieniądze przeznaczone ze środków kancelarii premiera chcą przeznaczyć na szkolenia z samoobrony dla kobiet, które doświadczają przemocy w domu.
Zapisy na kurs przyjmowane są do 28 sierpnia w siedzibie LKP przy ul. Grunwaldzkiej 31 lub pod numerem telefonu 233 49 23. Organizatorzy planują przeprowadzenie zajęć w dwudziestoosobowej grupie. Gdyby okazało się, że chętnych pań jest więcej, stworzone zostaną dodatkowe grupy. Po ukończonym kursie panie będą potrafiły obezwładnić przeciwnika, a przede wszystkim poczują się pewniej i bezpieczniej.
Komentarz redakcji:
Doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że problem stosowania przemocy w domu jest problemem ważnym i trzeba szukać sposobów, by skutecznie z nim walczyć. Jednak pomysł członkiń elbląskiego oddziału Ligi Polskich Kobiet wydaje się dość kontrowersyjny, tym bardziej że idą za nim nakłady finansowe przyznane przez władze państwowe. We wtorkowym Dzienniku Elbląskim na temat organizowanego szkolenia wypowiedziała się przewodnicząca elbląskiej LKP: „Zajęcia przeznaczone są dla kobiet, które doświadczają przemocy w domu. Liczymy, że dzięki tym konkretnym szkoleniom panie nie tylko nauczą się podstaw obezwładniania przeciwnika, ale przede wszystkim poczują się pewniej i bezpieczniej”.
Skoro mowa jest o przemocy w domu, pod pojęciem „przeciwnik” rozumieć należy: mąż, syn. Czy permanentnie bitej matce bądź żonie potrzebny jest kurs samoobrony?! Czy nie lepiej przeznaczyć te pieniądze na pomoc prawników, psychologów, wolontariuszy, organizacji społecznych, których działania sprawią, że maltretowana kobieta już nigdy nie doświadczy przemocy? Uczenie nowych chwytów samoobrony może doprowadzić do nakręcania spirali przemocy. A co będzie, jeśli pijany mąż okaże się silniejszy? Należy się zastanowić, czy chcemy pomóc tym paniom, czy wręcz przeciwnie – pozbyć się problemu. Wygląda to tak: my nauczymy cię bronić i radź sobie sama w swoich czterech ścianach. Przecież w taką rodzinę trzeba zaingerować i przy pomocy fachowców umożliwić kobiecie wyrwanie się z błędnego koła. Jeszcze raz powtarzam: pomoc prawna i psychologiczna! I na to powinno przeznaczać się pieniądze!
I jeszcze jedna sprawa. Skoro już ktoś podjął się organizowania takiego kursu, po co nagłaśniać, że jest to szkolenie dla kobiet, które doświadczają przemocy w rodzinie? Nie może to się po prostu nazywać kurs samoobrony dla kobiet? Przypuszczam, że nabyte tam umiejętności będzie można również wykorzystać podczas napadu w ciemnej uliczce – i w takim przypadku nikt nie ma wątpliwości, że umiejętność samoobrony jest kobiecie niezbędna! Ale członkinie Ligi przy każdej okazji powtarzają, że to kurs dla osób, które doświadczyły przemocy w domu. Czy to nie odstraszy kobiet, które bardzo często wstydzą się powiedzieć, że mają taki problem? Tymczasem zgłoszenie się na kurs pod taką nazwą jest jednoznaczne z przyznaniem się: jestem bita przez męża. Bariera wstydu może sprawić, że zabraknie chętnych…
Chyba, że kurs przeznaczony jest dla kobiet, które nigdy bite nie były, ale chcą nauczyć się paru chwytów tak na wszelki wypadek, gdyby pewnego dnia jakiemuś domownikowi zachciało się podnieść na nie rękę – to byłby totalny absurd! Obiecujemy, że będziemy bacznie przyglądać się tej sprawie. Czekamy też na Wasze opinie.
