Emocje po pierwszym występie elbląskiej drużyny Ryszarda Rynkowskiego w „Bitwie na głosy” powoli opadają. O tym, czy ten program przerósł ich oczekiwania i jak udaje im się połączyć życie codzienne z przygotowaniami do telewizyjnego show, rozmawialiśmy z Łukaszem Geskiem, Darią Sankowską, Mileną Rachańską i Agnieszką Lach.
Jak wrażenia po pierwszym odcinku?
Łukasz Gesek: Dużo emocji. Nowe doświadczenie, ogromna hala, która zrobiła na nas wszystkich ogromne wrażenie, całe zamieszanie związane z liv’em – to było coś nowego dla większości osób z naszej drużyny. Ja osobiście nie pracowałem przy takim programie. Teraz uczę się nowych rzeczy i chłonę każdą nową informację, którą przekazuje mi ten sztab ludzi, cała produkcja. Na początku największe wrażenie zrobiła na mnie sama scena i cała otoczka związana z telewizyjnym show.
Daria Sankowska: Dużo by opowiadać. Siedząc przed telewizorem nie wyobrażamy sobie, ile to wymaga ciężkiej pracy. Ale dla tych 2:30 warto. To jest niesamowite. Spotkanie się z takimi gwiazdami jak Ryszard Rynkowski, Natalia Kukulska, z którymi można normalnie porozmawiać i zobaczyć, że zachowują się naturalnie i nie są takimi „gwiazdami”, jak przedstawiają ich media.
Milena Rachańska: Po samym występie było naprawdę przepięknie. Kiedy oglądaliśmy film z castingu wszyscy się popłakaliśmy. Nie tylko pan Ryszard.
Agnieszka Lach: Wrażenia są niesamowite. Jestem bardzo zadowolona i szczęśliwa, że możemy promować nasze piękne miasto. To są niesamowite emocje, które teraz, po chwili opadły, ale muszę przyznać, że to jest coś wspaniałego. Dużo ogromnych przeżyć.
Czy Wasze oczekiwania względem programu się sprawdziły?
Łukasz Gesek: Tak jak myślałem, że będzie, tak jest. Jak zgłosiłem się do programu starałem sobie wszystko poukładać i wiedziałem, że to będzie ogromny wysiłek i faktycznie tak jest. Próby z choreografem są bardzo ciężkie. Niby proste ruchy, ale jednak natężona ilość i zakwasy już są.
Daria Sankowska: Tam najważniejszy jest grafik i czas. To przerosło wszelkie moje oczekiwania. Na początku myślałem, że to będzie prosta sprawa. Ten program jest dla nas, to jest nasze pięć minut, ale kiedy tam weszłam, to nie wiedziałam, co mam zrobić. Chciałoby się zachowywać naturalnie, ale to ciężkie przy tych wszystkich ludziach i kamerach. Każdy się o coś pyta, jest wielki chaos. Dla mnie najważniejsze jest to, że jak wstaje rano to mam poczucie, że zrobiłam wszystko, co mogłam dla swojej drużyny i dla samej siebie. Nie mogę się doczekać następnego występu, by znowu poczuć tą magię.
Milena Rachańska: Już miałam zetknięcia z telewizją, ale powiem szczerze, że nigdy nie byłam w takiej grupie. Strasznie się zintegrowaliśmy. Jesteśmy tak jakby rodziną. Mamy też ojca – pana Ryszarda. Emocje były niesamowite. Jestem z nas zadowolona.
Agnieszka Lach: Ten program przerósł wszystkie moje oczekiwania. Ale czuję, że się spełniam reprezentując nasze miasto razem z pozostałą piętnastką. Myślę, że damy radę dojść dosyć wysoko.
Co ze stresem?
Łukasz Gesek: Nie odczuwałem stresu. Może dlatego, że nie miałem solówki. Nie potrafię tego wyjaśnić. Akurat w tym odcinku tworzyłem chór, śpiewałem razem z grupą i przyznam, że nie miałem stresu.
Daria Sankowska: Jak był sygnał, że za 30 sekund wchodzimy, to stres był ogromny. Ręce zaczęły mi się pocić, poczułam gorąco. Ale jak już stanęliśmy na scenie i usłyszałam pierwsze dźwięki muzyki, to pomyślałam „Jedziemy na ostro!” i było po stresie. Wiedziałam, że muszę pokazać się z jak najlepszej strony. Mieliśmy dużo prób z kamerami, żeby się oswoić, dzięki czemu nie jest to już dla nas takie stresujące, jak było na początku.
Milena Rachańska: Było troszeczkę stresu, ale jak weszliśmy na scenę, to wszystko opadło. Już musieliśmy się ogarnąć, żeby wyszło poszło jak najlepiej.
Agnieszka Lach: U mnie na początku stres był, ale z czasem, kiedy zaczęliśmy się tym bawić, stres opada. Wiemy, że musimy pokazać się z jak najlepszej strony, ale chcemy też się tym bawić.
Jak układała się współpraca z panem Ryszardem Rynkowskim?
Łukasz Gesek: Bardzo dobrze. Podpowiadał nam dużo rzeczy. Mówił, w jaki sposób zaśpiewać, jakie natężenie, jaki ruch sceniczny wykonać. Czuwał nad wszystkim. On nas prowadzi i jest naszą wizytówką.
Daria Sankowska: Na początku wydawało mi się, że jest trochę zamknięty w sobie, stara się być wycofany, obserwuje nas, a po czasie zaczął nawiązywać kontakt, zaczął się uśmiechać i rozmawiać z nami. Kiedy przyjechaliśmy do Warszawy pan Ryszard wyciągnął z kurtki cukierki i powiedział, że w studio jest bardzo suche powietrze i że cukierki dobrze nam zrobią na gardła. Każdego poczęstował magicznym cukierkiem, który pomógł.
Milena Rachańska: Współpraca z panem Ryszardem jest niesamowita. Nie dość, że mamy strasznie dużo zajęć, poznajemy nowe techniki, to jeszcze z grupą się integrujemy, a pan Ryszard dużo z nami przebywa.
Agnieszka Lach: Pan Ryszard jest fantastyczny! Tak, jak powiedział w programie – jest takim naszym ojcem, który daje nam bardzo dużo wskazówek. Ma ogromną wiedzę i chce się z nami nią dzielić. Jest wspaniały.
A co ze współpracą z innymi drużynami?
Łukasz Gesek: Ja najlepszy kontakt złapałem z grupą Kamila Bednarka, która wygrała ten odcinek. To są ludzie w naszym wieku i ten kontakt był bardzo bliski, bo i widzieliśmy się na próbach choreograficznych i muzycznych. Mogliśmy sobie spokojnie w każdej chwili porozmawiać. Nie czuło się żadnego muru między uczestnikami. Poza tym otoczka poza programem jest wspólna – wspólne hotele, pokoje, cateringi. Wspieraliśmy się, gratulowaliśmy, zwracaliśmy uwagę na błędy, by podpowiedzieć, co zmienić.
Daria Sankowska: Nie spodziewałam się, że będziemy się tak dobrze dogadywać. Spodziewałam się rywalizacji. A zastałam bardzo życzliwych ludzi. Każdy każdego chwalił jak ładnie wygląda, biliśmy sobie nawzajem brawa. Po skończonym występie przybiliśmy sobie „piąteczki” i gratulowaliśmy sobie. Jak to się skończy będziemy bardzo żałować, bo ten program to jest coś niesamowitego.
Milena Rachańska: Z innymi grupami integrujemy się bardzo, bardzo mocno. Najbardziej chyba z grupą Kamila Bednarka, bo tam są ludzie w podobnym wieku.
Agnieszka Lach: Nie ma wśród nas rywalizacji. Bawimy się tym programem, bo wiemy, że tak czy tak jakieś miasto dostanie te 100 tys. na szczytny cel. Mamy jednak nadzieję, że dojdziemy jak najdalej, a może nawet wygramy i te pieniądze trafią do naszego miasta.
Jak udało się Wam pogodzić życie osobiste z programem?
Łukasz Gesek: Jest to na pewno okres wytężonej pracy. Prowadzę własną działalność, więc mogłem sobie to jakoś poukładać. Ale i tak to jest ciężkie, bo mam żonę, dwójkę małych dzieci, które wymagają opieki i widzę, że są stęsknione. Liczyłem się z tym, ale chciałem coś zrobić dla siebie, czegoś się nauczyć. Wiem, że to doświadczenie, które zdobędę i teraz zainwestuję w siebie pomoże mi to w przyszłości.
Daria Sankowska: Muszę powiedzieć, że moje koleżanki z pracy bardzo dobrze się spisały. Powiedziały, że to jest moja szansa i zapewniły mnie, że będą tak układać grafik, żebym mogła poświęcić czas na przygotowania do programu. Bardzo im za to dziękuję. Dały mi duże oparcie. Ten program będzie trwał przez jakiś czas, a po nim wrócę do mojego normalnego życia. Dobrze wiedzieć, że mam na kogo liczyć.
Milena Rachańska: Wariactwo związane z przygotowaniami trochę przeszkadza w codziennym życiu. Najbardziej jeśli chodzi o szkołę. Trochę się opuściłam, ale staram się to nadrobić. Damy radę.
Agnieszka Lach: Ja bym chciała bardzo podziękować mojemu pracodawcy, księdzu Grzegorzowi z Przedszkola „Dorotka” oraz moim wspaniałych koleżankom, które umożliwiają mi dostosowanie zmian. Dzięki nim udaje mi się to jakoś pogodzić. Życia prywatnego już nie mam, ale jestem bardzo usatysfakcjonowana, że mogą spełniać się w tym programie.
Rozmawiała:
"Kiedy przyjechaliśmy do Warszawy pan Ryszard wyciągnął z kurtki cukierki i powiedział, że w studio jest bardzo suche powietrze i że cukierki dobrze nam zrobią na gardła. Każdego poczęstował magicznym cukierkiem, który pomógł.":)))
Trzymam kciuki :-) Życzę powodzenia :-)