Na imię mam Krzysztof a na nazwisko – Salawa. Taką tożsamość dostałem od „Opatrzności” Ale muszę przyznać, że nigdy mi to do końca nie wystarczało. Stąd chyba aktorstwo. Fascynuje mnie to, że w tym zawodzie w jednym Życiu można przeżyć tyle ciekawych życiorysów! Żeby daleko nie szukać np. tutaj w Teatrze.
Dziś jestem księciem z bajki („Królowa Śniegu”) a jutro w „Cabarecie”… zresztą sami państwo zobaczycie! Wolę nie zdradzać. A to dlatego że strasznie lubię niespodzianki. A tak przy okazji to wydaje mi się, że aktorstwo to nie zawód. To sposób na życie. Obecnie jestem jeszcze uczniem Państwowego Studium Aktorskiego w Olsztynie. Stąd poniekąd moja obecność w Teatrze Elblągu. Przygodę z aktorstwem zacząłem już jakiś czas temu. Jeśli dobrze liczę, będzie już około 11 lat. Ostatnie 2 lata mieszkam w Olsztynie, gdzie się uczę. a Wcześniej prawie 3 lata pracowałem w Teatrze Nowym w Nowym Sączu, na drugim końcu Polski, w górach.
Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z teatrem?
Gdy się tak cofam w czasie sięgając pamięcią do dzieciństwa, to wydaje mi się, że jednym z pierwszych spektakli, na który wzięli mnie rodzice jako dziecko był nomen omen… kabaret! Tylko, że nie tytułowy musical, który niebawem zagramy dla państwa, a kabaret „Potem”. To chyba zakochałem się w komedii. Ale takich kabaretów już niestety nie ma.
Mniej więcej w tym samym czasie, byłem wtedy chyba w pierwszej klasie szkoły podstawowej, moi rodzice nie wiedzieć czemu wpadli na pomysł, żeby zapisać mnie na tzw. „kółko teatralne”. Jak mniemam większość moich kolegów i koleżanek aktorów, już od małego dziecka zdradzała zainteresowania i pasję do teatru i aktorstwa. Ze mną było inaczej. Wcale nie była to „miłość od pierwszego wejrzenia”. Wręcz przeciwnie. Byłem bardzo nieśmiały, zamknięty w sobie. Potwornie bałem się sceny, wstydziłem się, miałem straszną tremę i nie sprawiało mi to żadnej przyjemności i radości. Dostawałem więc rolę pokroju mojego nastawienia. Dlatego dobrze wiem co to znaczy gdy żartobliwie ktoś mówi, że „trzyma halabardę” w jakimś spektaklu. To była moja pierwsza rola w jasełkach – strażnik Heroda trzymający halabardę!
Jak można się domyśleć ta przygoda nie trwała zbyt długo… Dopiero prawie 10 lat później niespodziewanie odkryłem w sobie pasję do aktorstwa i Teatru. A było to już na studiach Reżyserii Dźwięku, podczas nagrywania dubbingu i postsynchronów do krótkich filmów, do których tworzyliśmy dźwięk od początku do końca. Bardzo dobrze przy tym się bawiło i strasznie podobało mi się że mogę być kimś innym niż jestem na co dzień i że bezkarnie mogę wchodzić w różne stany emocjonalne.
Jak doszło do współpracy z elbląskim teatrem?
To śmieszne, ale w moim życiu, często jest tak jak w rozmowie – lecę tam gdzie akurat wiatr zawieje A było to tak, że byłem akurat wtedy w górach, na krótkim urlopie, na totalnym odludziu. Zadzwonił do mnie telefon i gdyby nie to, że zauważyłem, że to dyrektor mojego Studium Aktorskiego w Olsztynie i tamtejszego Teatru, to pewnie bym nie odebrał. Dyrektor Zbigniew Brzoza poprosił mnie abym skontaktował się z dyrektorem Teatru w Elblągu, gdyż poszukuje pilnie aktora do roli księcia w „Królowej Śniegu”.
Jako, że mam już jakieś doświadczenie sceniczne i grałem w bajkach, dyrektor pomyślał o mnie, za co jestem mu bardzo wdzięczny! Kilka dni później byłem już w samochodzie w drodze z Olsztyna do Elbląga. Wyruszyłem zaraz po zajęciach szkolnych. Pamiętam był ponury listopadowy wieczór, lał deszcz, a ja nie mogłem znaleźć wejścia do Teatru, przez co się nieco spóźniłem… Na szczęście dyrektor Elbląskiego Teatru okazał się wyrozumiałym człowiekiem i wyszedł mi naprzeciw. Dosłownie
Jaka jest twoja postać?
Jeśli mówimy o „Cabarecie” to wydaje mi się, że dyrektor Mirosław Siedler zauważył już podczas castingu, że lubię śpiewać. Nie wiem czy jest tego świadom, ale zrobił mi niesamowity prezent, bo o propozycji roli w „Cabarecie” poinformował mnie w dniu moich urodzin. Dostałem postać niemieckiego chłopca. Jest on entuzjastą i optymistą. Słowa pięknej pieśni, którą śpiewa są apoteozą piękna przyrody i życia. Pełen wiary w szczytne idee i miłość do swojej ojczyzny wstępuje do Hitler-Jugend. Słowa pieśni którą teraz śpiewa, w kontekście historii, którą znamy stają się przerażające. Oprócz roli chłopca, trafiła mi się w „Cabarecie” jeszcze jedna rola, ale to niech póki co pozostanie tajemnicą. Uwielbiam zagadki Muszą więc państwo przyjść i przekonać się sami
Co jest dla ciebie największym wyzwaniem jeśli chodzi o tę rolę i pracę na scenie w ogóle?
Nie będę ukrywał, że największym wyzwaniem w tym spektaklu („Cabaret”) jest dla mnie taniec i precyzyjny ruch sceniczny. Chociaż bardzo lubię tańczyć i wydaje mi się, że jestem dość wysportowany, nie jestem zawodowym tancerzem, co oznacza tyle, że nie jestem tak pewny każdego swojego ruchu i nie posiadam takiej świadomości swojego ciała jaką posiadają tancerze. Tym bardziej się cieszę na to wyzwanie. Jeśli zaś chodzi o pracę na scenie w ogóle, to największym wzywaniem wydaje mi się takie budowanie postaci, żeby się nie powtarzać i nie grać siebie samego. Chodzi mi tutaj o to, że chociaż znam wielu bardzo zdolnych wyrazistych i charyzmatycznych aktorów, to jednak niewielu z nich potrafi w każdej roli być kimś innym niż sobą, tak żebym mógł stwierdzić: „to naprawdę on/ona? Nie spodziewałem, się że może się tak zachowywać, tak poruszać!
Kolejne wyzwanie, to takie prowadzenie roli i spektaklu przez aktorów, aby odbył on się nie tyle na scenie, co raczej w umyśle i sercu (w rozumieniu emocjonalnego centrum) widza. Cały czas powtarzam sobie że to nie ja – aktor mam przeżywać, płakać, śmiać się, czy dobrze się bawić na scenie, a widz! Oczywiście ideałem było by to połączyć. Gdy treścią sztuki jest dramat, to nie ja – aktor mam płakać na scenie, a widz. Gdy zaś treścią sztuki jest komedia, to nie ja aktor mam się śmiać do rozpuku, a widz. Oczywiście nie twierdzę w ten sposób, że aktor nigdy nie powinien na scenie płakać czy też śmiać, chodzi mi raczej o to, żeby pamiętać że w Teatrze to widz jest najważniejszy. Aktor bez widza nie ma punktu odniesienia, jego istnienie na scenie traci sens.
Dzieci są chyba najwdzięczniejszym widzem a jednocześnie najtrudniejszym. Dlaczego? Bo dzieci nie udają. Są bezpośrednie. Jeśli się nudzą na pewno dadzą Ci o tym znać. Z drugiej strony dzieci nie hamują się też w okazywaniu swojego zadowolenia, zachwytu. Jak mają ochotę się śmiać, to śmieją się z całych sił i w ogóle się tego nie wstydzą. Jeżeli uda Ci się tak zaczarować dzieci aby uwierzyły Ci na scenie (Twojej postaci) i w historię którą opowiadasz, w nagrodę otrzymasz od nich wiarę, wsparcie, energię która poniesie Cię w Świat historii tak głęboko, gdzie sam nigdy byś nie doszedł. Bo dostać się tam możesz tylko wolą widza.
Na koniec chciałbym jeszcze raz gorąco państwa zaprosić na „Cabaret”. To spektakl, w którym odnajdziecie państwo, wszystko. Muzykę i taniec. Beztroską zabawę i ciężar życiowych rozterek. Miłość i nienawiść. Strach i odwagę. Piękno i brzydotę. To spektakl który ukazuje Świat i życie pełne wewnętrznych sprzeczności i zachęca żeby na ten Świat i nasze Życie spojrzeć z dystansu, z przymrużeniem oka. Po prostu jak… kabaret. Bo życie to „Cabaret” właśnie Tylko wtedy Życie nie staje się koszmarem z którego nie możemy się obudzić.
Teatr im. Aleksandra Sewruka