Inteligentna, piękna i ma w sobie to coś. Dlatego też trudno Jej nie zauważyć. W elbląskim Teatrze pracuje zaledwie od kilku miesięcy, ale już zdążyliśmy ją zapamiętać dzięki roli Gretchen w "Mein Kampf". Rozmawiamy z Anną Gryszkiewicz, kandydatką do Aleksandra 2009.
Należy Pani do grona najmłodszych aktorów w Teatrze im. Aleksandra Sewruka. Jak się Pani czuje w elbląskim teatrze?
W elbląskim teatrze i poza nim czuję się wciąż bardzo młodo. Wiele sytuacji jest dla mnie nowych. Życie w teatrze toczy się swoim specyficznym rytmem, do którego niekoniecznie przystaje mój temperament. Aktor to wolny zawód ale wymaga dobrej organizacji, współpracy z zespołem i ciągłej koncentracji. Weszłam w zespół, który lata docierał się, by móc tworzyć w sprzyjającej atmosferze. To nie jest łatwe. Dla mnie i dla zespołu oczywiście. Ale powoli uczę się wszystkiego, choć nie zamierzam zbyt szybko wydorośleć.
Czy ponadprzeciętna uroda jest atutem w zawodzie aktora, a może właśnie wtedy istnieje większe ryzyko zaszufladkowania?
Ryzyko zaszufladkowania istnieje zawsze. Nosimy w sobie bagaż doświadczeń, które latami kształtują nasze rysy. Zawód aktora to ciągłe zapominanie. Zapominanie tego, co jest naszą osobowością i było długo pielęgnowane, żeby zrobić przestrzeń dla postaci. A uroda - bo i dobrze się czuję.
Pani oficjalnym debiutem była rola Grtechen w spektaklu "Mein Kampf". Jak czuła się Pani wcielając w tę postać? Czy trudno było się do tej roli przygotować?
Literacka Gretchen to piękna postać. Fascynująca, skandaliczna, eteryczna. Choć Gretchen pojawia się zaledwie w dwóch scenach sztuki, staraliśmy się razem z Panem Hofmanem wydobyć z niej wszystkie te oblicza, Było ciężko, tak samo jak ciężko gra się Witkacowskie kobiety, które lawirują gdzieś pomiędzy niewinnością i lubieżnością. Niewiele jest jednak tak dobrze napisanych współczesnych ról kobiecych. Mierzenie się z Gretchen było niezwykłą przygodą.
Czy osobowość aktora ma wpływ na grane przez niego postaci?
Na pewno ma, choć ideałem byłoby, gdyby nie miała. Mnie zawsze rozsadza energia i mam swoje głupawki. Podczas prób bywają nawet pomocne. Otwierają nowe, czasem absurdalne drogi. Ale przychodzi moment kiedy trzeba je okiełznać, bo nie zawsze leżą w charakterze postaci. Trudno wyobrazić sobie na przykład nieustannie chichoczącą Olgę z "Trzech sióstr" Czechowa.
W jakie postaci chciałaby się Pani wcielać? Czy marzy Pani o konkretnej roli?
Lubię role charakterystyczne. Próby są wtedy znacznie ciekawsze. Można czerpać z całego wachlarza ludzkich niedoskonałości. Czasem na nowo uczyć się chodzić, jeść i mówić.
Gdzie w Elblągu można Panią spotkać? Czy ma Pani swoje ulubione miejsca?
Nie poznałam jeszcze dobrze Elbląga. Zwykle spotykamy sie z kolegami z pracy na tzw."domówkach". Jak mam wolne popołudnie to chodzę do lasu. A lasy w Elblągu są naprawdę piękne. No i obiady...Zwiedziłam już chyba większość restauracji w tym mieście. I polecam karkówkę z grilla w Fanaberii.
Gdyby od Pani zależała decyzja, komu przyznać statuetkę Aleksander 2009 w kategoriach: Rola Kobieca i Rola Męska, kto by tę statuetkę otrzymał?
Statuetkę przyznałabym na pewno Ani Iwasiucie. Lubimy się prywatnie i dobrze znamy jeszcze ze szkoły, najpierw jednej, potem drugiej. Teraz jesteśmy w tym samym teatrze i mam szansę obserwować jak Ania zmienia się tworząc coraz to inne i trudniejsze role. W "Aż do bólu" podwyższyła sobie poprzeczkę o kolejne kilka centymetrów. Aleksandra za najlepszą rolę męską oddałabym bezdyskusyjnie w ręcę Tomka Muszyńskiego. Co tu dużo mówić - w roli Hitlera był świetny.
Pani Aniu! Jestem od ostatniej premiery Pani wiernym widzem.POdziwiam i podzielam Pani poglądy na teatr w szczególności na bardzo miły stosunek do zespolu teatru naszego miasta.Życzę wiele osiągnięć na scenie i w życiu osobistym