Jej fenomenalna gra w „Aż do bólu” w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego zapewne na długo zapadła widzom w pamięci. Czy będzie tegoroczną laureatką Aleksandra? O tym przekonamy się niebawem. A już teraz z Anną Iwasiutą rozmawiamy o marzeniach, wartościach i o pracy nad rolą Marjorie...
Jestem na samym początku drogi zawodowej, więc poczucie spełnienia zawodowego jest niemożliwe z definicji. Niemniej staram się czuć, że to co robię i gdzie się znajduję to właśnie to miejsce i ten czas, gdzie powinnam być w danym momencie, że jest to świadome i w zgodzie ze sobą. Ale mam nadzieję, że nigdy nie osiągnę całkowitego poczucia spełnienia, aktor potrzebuje pewnego niedosytu, żeby ciągle szukać, dążyć do czegoś nowego, rozwijać się.
Czym zajmuje się Pani w wolnym czasie?
Wolny czas jest mi czasem niezbędny, żeby się wyciszyć, odnaleźć siebie jeśli zbyt długo jestem w pędzie, ale zdecydowanie bardziej potrzebuję pracy, teatru, męczą mnie zbyt długie przestoje zawodowe. Pracując czuję, że łatwiej mi się oddycha, że idę do przodu, że to jest to, co chcę robić, co kocham. W wolnym czasie czytam książki, słucham muzyki, oglądam filmy. Uwielbiam podróżować. Jednym z moich największych, jeszcze niespełnionych marzeń, ale to kwestia czasu, jest wyjazd do Indii - na przynajmniej trzy miesiące - żeby mieć możliwość jak najintensywniejszego zetknięcia z tą kulturą, mentalnością, filozofią. Drugim jest marzenie o motocyklu i podróżach na własnych dwóch kółkach. Ogromną radość sprawia mi śpiewanie, granie na bębnach, sesje fotograficzne z moim mężczyzną, które nieustannie pozwalają nam odkryć w sobie dziecięcy pierwiastek i dają duuużo radochy, kulinarne eksperymenty, no i oczywiście nasze dwa koty, które uzurpują najbardziej wolny czas.
Jakimi wartościami kieruje się Pani w życiu?
Staram się przede wszystkim być uczciwa w stosunku do siebie i innych ludzi. Nie chcę niczego żałować, zarówno tego co można zrobić, jak i tego, czego nie zrobiłam np. ze strachu. Wiele najważniejszych decyzji podejmowałam w ciągu kilku minut. Żadnej nie żałuję. Chcę jak najwięcej poznać, doświadczyć, przeżyć. Czyli właściwie mogłabym powiedzieć, że uczciwość i maksymalizm na każdej płaszczyźnie życia.
O czym Pani marzy w życiu prywatnym i zawodowym?
Zarówno na jednej jak i drugiej płaszczyźnie chciałabym mieć poczucie bezpieczeństwa, harmonii, wewnętrznego spokoju. Obydwie potrzebują nieustannej pracy, bo tak jak nad warsztatem aktorskim, nad związkiem, czy rodziną nieustannie trzeba pracować. Chciałabym czuć, że na obydwu z nich daję z siebie wszystko, ale także, że ta energia wraca, że daje mi siłę i poczucie pełni. Jeśli jednak mówimy o teatrze, to moim marzeniem jest ciągły rozwój, dużo pracy z ludźmi, od których mogę się uczyć, doskonalić, szukać siebie na nowo w każdej roli. Chciałabym stworzyć choćby kilka ról, które zapadną w pamięć, które ludzie będą pamiętać na długo po wyjściu z teatru. Żeby tworzyć teatr, który widzowi coś daje, z którym wychodzi z widowni, który skłania go do refleksji, który czasem boli, bo porusza głęboko ukryte sprawy. O takim teatrze marzę.
Jak wyglądało Pani przygotowanie do roli w "Aż do bólu"?
Trudno jest opowiedzieć jak wygląda praca nad rolą. To szereg godzin spędzonych na szukaniu postaci, jej uczuć, przeżyć, określenie co lubi, a co ją złości. Określenie jakim jest człowiekiem, bo o człowieka przede wszystkim chodzi w teatrze. To właściwie 24 godziny na dobę myślenia i szukania. Miałam ogromną przyjemność pracować z Bartkiem Wyszomirskim, który dawał nam poczucie bezpieczeństwa w tych naszych poszukiwaniach, prowadził nas, ale też dawał nam możliwość samodzielnej pracy, nie narzucał, nie ograniczał. Jednak przede wszystkim to była piękna praca, bo sama postać Marjorie stanowiła dla mnie ogromne wyzwanie, nieustannie mnie zaskakiwała, zmuszała do zadawania nowych pytań, ciągłego szukania odpowiedzi.
Czy w tej postaci jest coś z Pani?
Prawdopodobnie w każdej roli aktor przenosi na scenę jakąś cząstkę siebie. Marjorie jest mi bliska, lubię ją. Jednak sytuacja w której ją widzimy jest ekstremalna, a w takich warunkach ciężko szukać porównań.
Jest Pani młodą aktorką. Czy bała się Pani, że sobie z tą rolą nie poradzi?
Oczywiście. To jedna z najtrudniejszych ról nad którymi dotąd pracowałam. W wielu momentach pracy czułam, że małe doświadczenie nie pozwala mi dostrzec luk, nie daje możliwości zadania pytań, które pozwolą Marjorie zafunkcjonować. Na szczęście mogłam liczyć na fantastycznych ludzi, z którymi wspólnie pracowaliśmy nad "Aż do bólu" i Bartka Wyszomirskiego, który nie zostawiał nas samych z wątpliwościami.
Pani koledzy z teatru wskazują na Panią jako faworytkę do Aleksandra 2009 w kategorii Rola Kobieca. Czy słusznie?
Teatr jest sztuką, która jest prawdopodobnie najbardziej subiektywna. Również w ocenie, przy czym ocenić siebie jest najtrudniej. Niezwykle istotne, szczególnie w zawodach związanych z jakąkolwiek działalnością twórczą, jest otrzymanie potwierdzenia, że to co się robi jest doceniane. Staram się wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafię, jeśli ta energia wraca, daje siłę i motywację do dalszych działań. Ocena nie należy do mnie, ja mogę tylko wyciągać wnioski.
Gdyby od Pani zależała decyzja, komu przyznać nagrodę Aleksandra 2009 w kategoriach: Rola Kobieca i Rola Męska, kto by tę nagrodę otrzymał?
W kategorii Rola Kobieca Ania Gryszkiewicz. Razem kończyłyśmy Studium Wokalno-Aktorskie im. D. Baduszkowej w Gdyni. Z każdej roli, z którą się mierzyła tworzyła coś ważnego i niepowtarzalnego. Coś co stanowiło jakość, było o czymś. Również tym razem w "Mein Kampf" stworzyła coś bardzo ważnego i pięknego. Jest jednym z tych ludzi teatru, którzy go tworzą w sposób wzorcowy. Uczciwy, rzetelny i o czymś.
Natomiast Rola Męska: Znów "Mein Kampf". Tu nie ukrywam mam ogromny problem, bo zarówno Marcin Tomasik jak i Tomek Muszyński stworzyli niesamowite, pełne role. Takie, po zetknięciu się z którymi wychodzę z teatru i czuję ogromny podziw, i to, że mam jeszcze bardzo dużo rzeczy do zrobienia, żeby kiedyś coś takiego zrobić, i że bardzo mnie to cieszy, bo to oznacza wiele pięknych doświadczeń.
Sliczna Aktoreczka! Czy da sie Pani zaprosic do teatru?? ;-)